ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Simon, Paul ─ The Rhythm Of The Saints w serwisie ArtRock.pl

Simon, Paul — The Rhythm Of The Saints

 
wydawnictwo: Warner Bros. 1990
 
1.The Obvious Child [4:10]
2.Can't Run But [3:36]
3.The Coast [5:04]
4.Proof [4:39]
5.Further to Fly [5:36]
6.She Moves On [5:03]
7.Born at the Right Time [3:49]
8.The Cool, Cool River [4:32]
9.Spirit Voices [3:56]
10.The Rhythm of the Saints [4:12]
 
Całkowity czas: 44:34
skład:
W sumie w nagraniu płyty udział wzięło ponad 70 muzyków pośród których znaleźli się (poza autorem wydawnicstwa) m.in. Adrian Belew (instrumenty klawiszowe), J.J. Cale (gitary) ,Michael Brecker (saksofon), Greg Phillinganes (instrumenty klawiszowe), Milton Nascimento (śpiew)
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Niezła płyta, można posłuchać.
,0
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,4
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,6
Arcydzieło.
,5

Łącznie 16, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
28.11.2013
(Recenzent)

Simon, Paul — The Rhythm Of The Saints

Ciemny pokój

W kącie bije zegar

Ostatni pająk poszedł spać

Księżyc wychodzi

Ponad chmurę

Srebrem razi jego bladź

Sowa lekko mruży oczy

Chcąc dojrzeć ciemny kształt

Tego co wstaje o północy

To nie brzmi już jak żart

Czai się w otchłani mroku

Wydając dziwne dźwięki

...charczy...wyje...bulgocze...wśród ludzi budząc lęki

Pobiegał już po dworze

Obgryzł młodą korę

Przestraszył wilków sworę...

 

Nie, to nie jeden z cytatów omawianej dziś płyty. To fragment programu „Hrabi Drakula” bezkonkurencyjnego Kabaretu Hrabi. A dlaczego akurat tak, a nie inaczej? O tym, poniżej...

Tomasz Majer śpiewa powyższy tekst jako... kołysankę. Ja, jako niżej podpisany również przechodzę stany jak wykonawca powyższych słów...

Radość z pierwszego widoku nowonarodzonego dziedzica progresywnych pasji ojca w przeciągu pierwszych kilku dni zostaje bezpardonowo zgładzona codziennością związną z adaptacją do nowych warunków zarówno maluszka, jak i jego rodziców. O bezsennych nocach słyszy się z opowieści, nie zdając sobie sprawy z ich realizmu... Do czasu...

Paul Simon chyba na zawsze naznaczył swój ślad w historii muzyki. Wpierw jako (ta ważniejsza) połówka duetu Simon & Garfunkel, a później (z nieco mniejszym sukcesem, ale jednak) jako solista. Jego niesamowite wyczucie i umiejętność balansowania pomiędzy szeptem, pięknymi melodiami, a czasem i humorem (prosty, ale prześmieszny klip do „You Can Call Me Al” z Chevy Chasem mającym parodiować Arthura Garfunkela koronnym przykładem*) pozwoliło nazanczyć swoje piętno i trafiać do serc zarówno słuchaczy, jak i zatwardziałych głów krytyków. Zresztą Paul Simon na dobrą sprawę zawsze tworzył to samo. Cała jego kariera to na dobrą sprawę zbiór prostych, zgrabnych, ale niezwykłych piosenek. Zmieniała się tylko metryka kolejnych albumów i ich aranżacja. Natomiast treść, prostota, styl i klasa pozostawały te same. No bo na dobrą sprawę, czym nagrany w 1986 roku „Graceland” różni się od starszego o ponad półtorej dekady „Bridge Over Troubled Water”? Poza opakowaniem (czyt. brzmieniem) w zasadzie niczym...

Podobnie jest z „The Rhythm Of The Saints”. Ponownie, mamy tutaj w zasadzie zbiór piosenek. Znów, w miarę prostych, niewyszukanych, mających jednak swoją głębię i magię. Jedyna różnica polega na tym, że gitary, klawisze, bas zostały zastąpione instrumentami i brzmieniami z Ameryki Łacińskiej. Zresztą nie tylko. Na dobrą sprawę każdy z udzielających się na płycie muzyków zostawił swój ślad na wydawnictwie; trudno nie dać nie porwać się niesamowitemu pędowi brazylisjkich bębnów z „The Obvious Child”, jazzującym popisom basisty Andre Mangi, próbującego przemycić szczyptę kameruńskiego folkloru, czy innym gościom z takich zakątków świata jak Portoryko czy RPA, próbujących pozostawić coś własnego na płycie.

Cała ta mieszanka iście z wieży Babel, dała niesamowity końcowy efekt. Ten miks przypraw z różnych części globu stworzył niepowtarzalny muzyczny majstersztyk dla wytrawnych smakoszy. Zwykłym, niemal piosenkowym melodiom nadano nowego, bardziej uduchowionego wymiaru. No bo, czy słuchając takiego „She Moves On” wyobrażacie sobie go bez tych zachodnioafrykańskich stygmatów odwołujących się do kameruńskiego bikutsi? Albo „The Cool, Cool River” bez afrykańskich (lekko karmazynujących, rodem z „Discipline”) gitarowych fraz? A "The Coast” bez tych przyjemnych latynoskich bębnów w tle?

Prawda jest taka, że bez tej etnicznej otoczki, poszczególne utwory brzmiałyby niezwykle ubogo. A tak dostaliśmy płytę piękną, niezwykle poruszającą nie tylko w warstwie muzycznej, ale i lirycznej (dramatyczny „Can’t Run But” traktujący o eksplozji w Czernobylu), a przede wszystkim niezwykle urozmaiconą aranżacyjnie.

Wszystko to złożyło się na tę ponadprzeciętność „The Rhythm Of The Saints”.

Spinając klamrą całość... Dlaczego akurat o tej płycie dzisiaj z takim wstępem? Autor recenzji ma na imię Paweł, a jego nowonarodzone dziecię Szymon.

Stąd dziś tak, a nie inaczej...

 

 

 

 

 

 

 

*a to, że z Chevy Chase’a komik co najwyżej drugoligowy to już inna historia. Jego występ w rzeczonym teledysku był prawdopodobnie jednym z jego najciekawszych osiągnięć w karierze.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.